czwartek, 4 maja 2017

Przepraszam ;-;

Bardzo przepraszam za brak nowych rozdziałów, postaram się wstawiać coś częściej ;-; jako że uczę się polskiego i nie często mówię w tym języku, jest mi trudniej pisać (przyznaję się, używam tłumacza XD ale czasem, ogólnie pomaga mi przyjaciółka, dla której zadedykowałam ten blog). Obiecuję, postaram się pisać częściej i może zacznę pisać dodatkowe opowiadanie c: (Animatronikowa nie, masz wystarczająco roboty xd)

czwartek, 3 marca 2016

W pizzerii Freddy Fazbear's Pizza Rozdział III: Stare animatroniki cz II/II

-N-naprawdę nie ma powodu do zmartwień... Poczekaj, spróbuję wstać.
-Pomogę ci.-mówiąc to Phone Guy podał mi rękę.-I jak?
-W porządku, tylko lekko kręci mi się w głowie.-powiedziałam uśmiechając się.-Mam pomysł...
-Tak? Mów śmiało!
-Może pójdziemy do Magazynu?
-Dobrze, tylko po co?-zapytał niepewnie Phone.
-Chciałabym porozmawiać...
Weszliśmy na backstage. Chłopaki siedzieli na scenie i wyglądali na zaniepokojonych, ale kiedy nas zobaczyli, ich twarze wyraźnie się rozchmurzyły.
-Jak się czujesz Gaby?-Jeremy podbiegł do mnie.
-Wszystko w porządku, tylko nadal kręci mi się w głowie.
-Napewno?
-Taak...-powiedziałam uśmiechając się.
Skierowałam moje kroki do Magazynu, tam gdzie znajdowały się stare animatrony. Chciałam z nimi porozmawiać. Chłopaki poszli za mną. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia i drzwi same zamknęły za nami, rozległ się nieprzyjazny, mechaniczny warkot, który nie wróżył nic dobrego. Pomimo to ruszyliśmy w głąb pomieszczenia. W mojej głowie rozległy się zawołania: "Uratuj ich!" "Pomocy!" i inne błagania. Usłyszałam także mechaniczny pisk, tak głośny, że rozbolała mnie głowa. Zewsząd napływały głosy, piski i warkot. W pewnym momencie dostrzegłam Old Bonniego. Chłopaki podeszli do mnie, a Vincent zapytał:
-Jesteś tego pewna?
-Tak, bardzo chcę z nimi pogadać...
-Proszę, uważaj na siebie, oni są bardzo nieprzewidywalni.-Phone Guy położył rękę na moim ramieniu.
-Spokojnie, dam radę.-powiedziałam uśmiechając się nerwowo.
A może jednak nie, pomyślałam, kiedy zobaczyłam twarz Old Chici. Podeszłam do Old Bonnie'ego i niepewnym głosem powiedziałam "Cześć". Jego oczy, widocznie uśpione, nagle rozbłysły czerwonym światłem. Old Bonnie podniósł się trochę i spojrzał(?) na mnie.
-Witaj.-powiedział lekko sennym i szumiącym głosem.
Pewnie jego voice-bank został zespsuty, ponieważ kiedy mówił, słychać było dwa głosy, warkot i szum zepsutego radia.
-Tak właściwie, czemu rozumiesz co mówię? Inni uciekają z piskiem, kiedy tylko im odpowiemy...
-To dość długa historia...-powiedziałam odwracając wzrok.
Naprawdę nie chciałam o tym mówić, ponieważ to był wyjątkowo niezręczny temat.
-Chciałem was wszystkich przeprosić za tą noc... Lekko zwariowałem, tak jak moi przyjaciele. Wybaczycie nam?
-Oczywiście, że tak! Wiem, że to nie wasza wina, że zachowujecie się, jak się zachowujecie.
-Dzięki.-zapewne, gdyby tylko mógł, na jego twarzy zagościłby wyraz ulgi i radości.
Wstałam i spojrzałam na chłopaków. Jeremy wysunął się do przodu.
-I co?-zapytał niepewnym głosem.
-Chciał nas przeprosić za swoje zachowanie w nocy i pytał, czy mu wybaczymy.
Od razu zaczęli przekrzykiwać się, że oczywiście, że tak itd. Phone Guy uciszył ich spojrzeniem. Podeszłam do Old Freddy'ego. Wyglądał na smutnego, leżąc na podłodze. Kiedy usiadłam koło niego, podniósł wzrok i zmienił pozycję z leżącej na siedzącą.
-Cześć Freddy.-powiedziałam niepewnie.
-Oh, hej... Chciałbym cię przeprosić za to, że cię uderzyłem... Jak twoja głowa?-zapytał smutnym, szumiącym i sennym głosem.
-Nic się nie stało, a poza tym, troszkę kręci mi się w głowie, a tak to wszystko jest OK.-uśmiechnęłam się.
Old Freddy'emu najwyraźniej poprawił się humor, bo włożył swój kapelusz leżący trochę dalej od niego i poprawił swoją muchę.
-Naprawdę smutno mi z tego powodu, że musicie być... no wiesz...
-Zepsuci? Eh, to nic takiego, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Bonnie nawet chodzi pochylony w taki sposób, żeby się nie przewrócić, bo bez tej jednej ręki trudno mu utrzymać równowagę. Ja pomogłem Chice przywiązać Carla do jednego ze zwisających kabli. Ale bardzo ci dziękuję, że o nas dbasz.
-W porządku, to nic takiego.
Nie mogłam powstrzymać łez, które mimo woli napływały mi do oczu. Podeszłam do Old Chici, a to dobiło mnie jeszcze bardziej.
-Cześć.-to ona pierwsza się przywitała.
-Hej Chica.-powiedziałam.
Gadałam z nią przez chwilę, a ona nagle powiedziała:
-Ja chcę do mamy...
Wtedy prawdziwe łzy zaczęły ściekać po jej metalowej twarzy.
-S-spokojnie, Chica... Nie płacz proszę... Jeżeli się uda, to spotkasz swoją mamę, tam. Po drugiej stronie... Ale teraz błagam cię, nie płacz, bo ja też się rozpłaczę...-powiedziałam łamiącym się głosem.
Po niecałych 3 minutach obie szlochałyśmy, a ja zaczęłam narzekać na ten okropny bieg zdarzeń, na to co niestety stało się z animatronikami.
-Ja chcę do maam-myy...-powtarzała Old Chica.
-A ja chcę dorwać tego, kto was tak zniszczył, kto sprawił, że jesteście botami... Dlaczego ludzie muszą być tacy okropni...?
Phone usiadł koło mnie i objął mnie.
-Gaby, wszystko będzie OK, spróbujemy ich naprawić, przynajmniej tyle możemy dla nich zrobić.
-D-dobrze, a teraz chciałabym odwiedzić kogoś jeszcze...
-Kto to będzie?-zapytał Fritz.
-Mangle.-Vincent słysząc to imię spuścił wzrok.
Wyszliśmy z Magazynu i udaliśmy się do Kid's Cove. Kiedy tylko tam weszliśmy, usłyszeliśmy bardzo zepsute radio. Mike wytłumaczył, że to był jej voice-bank. Podeszłam bliżej pomimo ostrzeżeń chłopaków. Tylko Vincent milczał. Mangle uniosła głowę.
-Witaj Mangle.
-Cześć... O-oh... Kogo ja widzę? Vincent? Vi-Vincent...-jej podwójny głos posmutniał.
Gadałyśmy dobre 10 minut. Mangle opowiedziała mi, jak to się stało, że jest botem. Kiedyś miała na imię Cherry, Mangle to było jej nazwisko. Była dziewczyną Vincenta, ale dotknęła endo-szkieleta znalezionego przez niego i doznała trwałego urazu serca. Przed śmiercią miała na sobie biało-różową maskę lisa, ponieważ szła coś naprawić, a Foxy uszkodził jej serce i nie udało się jej uratować. Następnego dnia obudziła się jako animatronik. Słuchałam tego ze smutkiem i lekkim niedowierzaniem. Cherry przestrzegła mnie przed dotykaniem endo-szkieletów, chichocząc. Pewnie chciała mnie trochę rozbawić widząc mnie w takim stanie.
-Czy Vince mógłby tu podejść? Bardzo bym chciała go przytulić...
-Oczywiście.-odpowiedziałam.-Vincent, Cherry prosi cię na chwilę.-powiedziałam już zwykłym głosem.
Chłopak podszedł do Mangle i zaczęli rozmawiać.
-Słuchajcie, może zostawimy ich samych?-powiedział Jeremy.
-Świetny pomysł, chodźcie.-odparł Mike.
Wyszliśmy z Kid's Cove. Moje samopoczucie było w krytycznym punkcie. Czułam się okropnie wiedząc, co spotkało Cherry i inne animatroniki. Teraz żałowałam, że wogóle mam tę cholerną zdolność... Nadszedł czas, aby rozejść się do domów. Dzisiaj Vincent, Fritz i Jeremy mieli dzienną zmianę. Mike wyszedł wcześniej, śpieszył się "gdzieś". Pewnie szedł do swojej dziewczyny, o której wspominał przed wartą. Vincent nadal siedział razem z Cherry, Fritz poszedł do kuchni, a Jeremy poszedł posprzątać w swoim biurze. Phone Guy podszedł do mnie. Wiedziałam, jakie pytanie zada.
-Mógłbym cię odprowadzić?
-Jeżeli chcesz.-spojrzałam na niego uśmiechając się lekko.
Oboje wyszliśmy z pizzerii. Rozmawialiśmy, a Phone ciągle starał się mnie rozweselić. W pewnym momencie pomylił się w naprawdę zabawny sposób, a ja zachichotałam. Kiedy usłyszał mój chichot, wyraźnie się rozpromienił. Doszliśmy do mojego domu.
-Zostaniesz?-zapytałam.-Nikogo nie ma, mama jest na szkoleniu w Hiszpanii, a ojca od dawna nie mam.
-Jeżeli nie masz nic przeciwko.-uśmiechnął się.
Siedzieliśmy u mnie w pokoju i gadaliśmy wesoło. Mój humor poprawił się na znacznie lepszy. Upłynęły 2 godziny. Phonee bawił się moimi włosami, a ja czytałam wyjątkowo nudną książkę, którą zostawiła mi mama przed wyjazdem. W pewnym momencie chłopak zapytał:
-Eemm... Nie masz nic przeciwko, żebym poprawił sobie bandaże?
-Okie.-odpowiedziałam spoglądając na niego znad książki.
Wróciłam do czytania, ale nie zdążyłam doczytać strony do końca, kiedy usłyszałam głos Phone Guy'a:
-Gaby?
-Tak?
-Wiem, że to trochę niezręczne, ale czy mogłabyś mi pomóc zacisnąć bandaż?
Uniosłam wzrok znad książki. Widok Phone'a bez koszuli trochę mnie onieśmielił, ale odpowiedziałam, że tak. Wstałam i podeszłam do niego. Starałam się nie dać nic po sobie poznać i jedną rękę położyłam na jego klatce piersiowej, a drugą chwyciłam bandaż. Patrzyłam mu prosto w oczy i powoli zaciskałam opatrunek coraz mocniej.
-Teraz jest dobrze?
-Jeszcze troszeczkę.
-Teraz?
-Teraz.-powiedział lekko zarumieniony.
Szczerze, gdybym teraz nie się nie opanowała, to rumieniłabym się i byłabym jeszcze bardziej czerwona, niż burak.
-Dzięki.-uśmiechnął się w wyjątkowo rozbrajający sposób.
-To nic takiego.-ja również się uśmiechnęłam.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy, którą przerwał Phonee, pytając: "Co tam czytasz?". Chwilę później czytaliśmy razem, a później zasnęliśmy tak, jak leżeliśmy.

piątek, 16 października 2015

W pizzerii Freddy Fazbear's Pizza Rozdział III: Stare animatroniki cz I/II

Obudziłam się o 15:00. Szybko wstałam i uczesałam włosy. Czesanie zajęło mi około 20 minut, ponieważ, jak już wcześniej wspomniałam, mam włosy do kostek. Kiedy przechodziłam obok pokoju mamy, zauważyłam, że prawie ponad połowę bagaży ma już spakowane.
-Mamo, ja już wychodzę. Dzwoń do mnie co jakiś czas, pisz maile, albo listy. Nie ważne co, bylebyś tylko się ze mną skontaktowała.
-Dobrze, będę pamiętać. Szybkiej śmierci.-zaśmiała się mama.
-Hahaha, dzięki wielkie. Pa.-chichocząc wyszłam z domu.
Ciekawe, co dziś się wydarzy... Mam nadzieję, że nic gorszego niż wczoraj... Chociaż teraz, kiedy już wiem, że umiem rozmawiać z animatronikami, może pójdzie lepiej... Może... Szłam sama, ponieważ postanowiłam przyjść trochę wcześniej, żeby posprzątać na backstage'u. 10 minut później z miotłą w ręku, w rytm swoich ulubionych piosenek zamiatałam scenę. Zamiatałam, dopóki piosenki się nie skończyły i sala nie była czysta, a także dopóki nie zobaczyłam, że chłopaki mi się przyglądają.
-U-ummm... H-hej?
-Cześć, co tak wcześnie?-zapytał Mike.
-N-nie, tak sobie... poprostu chciałam posprzątać przed waszym przyjściem i-ii....
-OK nie musisz tłumaczyć.-powiedział Jeremy uśmiechając się.
-Kiedy przyszłaś?-zapytał Fritz.
-Eee jakieś 30 minut temu.-uśmiechnęłam się nerwowo (strasznie nie lubię, gdy ktoś mnie obserwuje, a zwłaszcza, kiedy przyłapie mnie w trakcie śpiewania lub tańczenia)
-Nie jesteś zmęczona?
-Nie, już nie takie rzeczy musiałam robić, kiedy byłam w wojsku.-powiedziałam zerkając z uśmiechem na Vincenta.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy, którą nagle przerwał Phone Guy.
-Świetnie tańczysz.-wypalił nagle odwracając wzrok i czerwieniąc się.
-Dz-dzięki. Eee... To t-tylko lata n-nauki i służby w w-wojsku i eee...-jąkałam się zarumieniona.
-Uuuu ktoś tu się zakochał, no nie Phone?!-krzyknął Mike triumfalnie.
Phone odwrócił się nadal czerwony na twarzy i powiedział:
-To nie prawda.... To był tylko komplement... Bardzo lubię Gaby i chciałem powiedzieć jej coś miłego.
-Ja znam to twoje "lubię". To coś znacznie więcej niż tylko "lubię"! Ona ci się podoba i to widać, kiedy na nią patrzysz!
-Ech... Niech ci będzie, że tak, koniec tematu.
-Okey.
Rozmawialiśmy tak aż do 23:00. O 23:10 musieliśmy pożegnać się z Vincentem, Jeremym i Mike'em i zacząć patrol. Nie znaleźliśmy nic podejrzanego i wróciliśmy do swoich biur. Chwilę po powrocie do biura dostałam SMS-a od mamy: "Jestem na lotnisku. Moje szkolenie przedłuży się o kilka tygodni, więc mam nadzieję, że to nie robi różnicy. Bardzo nieprzyjemnej warty ;) Mama" Kilka tygodni.... Zwykle te kilka tygodni stawało się dwoma lub trzema miesiącami, ale to mi nie przeszkadzało. Przynajmniej mogłam być sama w domu... No nic... Spojrzałam na zegarek. 23:49. Włączyłam kamery, sprawdziłam, czy baterie w ładowarce są naładowane i dla bezpieczeństwa położyłam na biurku maskę Freddy'ego. W końcu nikt nie wie co strzeli do głowy animatronikom i podobno dziś miał się zacząć koszmar, o którym wspominał Phonee. Jeszcze tylko 5 minut... Zerknęłam na backstage. Toy Freddy nadal miał przygłupią minę, ale o wiele mniej dziwną, niż dziś rano. Chciałam sprawdzić tylko jedno: czy w naszych biurach są kamery? Wprawnym okiem snajperki, która kiedyyyyś byłam, dostrzegłam mały obiektywik w kącie pomieszczenia. Skoro w moim biurze jest kamera, to w biurach chłopaków też muszą być! Faktycznie na mapie kamer pojawiły się cztery nowe okienka. Zaciekawiona zajrzałam do jednego z nich. Przecież to biuro Phone Guy'a! Przez chwilę gapiłam się na jego idealnie poczochrane, czarne włosy. Oooh, on ma w sobie coś takiego, co nie pozwala o nim zapomnieć choćby na chwilę... Wyglądał na znudzonego, kiedy wyciągnął się w krześle i spojrzał swoimi przecudownymi, zielonymi oczyma w obiektyw kamery... Nagle poderwałam się w krześle. To tylko ten pieprzony zegarek na biurku... Ma tak irytujący alarm, że nawet zmarły wstałby z grobu i próbowałby go wyłączyć. No cóż, wartę czas zacząć. Do godziny 1 nic się nie działo, jeśli nie brać pod uwagę tego, że Toy'acze ze sceny, kiedy tylko kamera zwróciła się na nie, zaczynały wariować, wymachując łapkami w stronę obiektywu i z uśmiechem wołać "cześć". Za pięć 3 zaczął się ten "koszmar". Zepsute animatrony, które widziałam w Magazynie, ożyły! Jeden z nich, najprawdopodobniej Old Bonnie, był w toaletach. Old Freddy nadal leżał na podłodze, a Old Chica oczywiście poszła do Jadalni. Zajrzałam do Kid's Cove. Mangle leżała rozwalona na podłodze, tak jak poprzednio. Usłyszałam kroki w korytarzu. Gdy zapaliłam latarkę, z ulgą stwierdziłam, że to tylko Foxy. Tylko? Za nim dostrzegłam Old Freddy'ego. Wentylacja! Z dwóch stron zbliżali się Toy Chica i Toy Bonnie. Po raz kolejny usłyszałam hałas w korytarzu. Tym razem Toy Freddy dołączył, obijając się niemiłosiernie o ściany i przewracając z hukiem. Phone miał rację! TO JEST KOSZMAR! Założyłam maskę i wlazłam pod biurko, jednocześnie przykładając dłoń do skroni i mówiąc:
-Proszę was! Oszczędźcie moich przyjaciół! Mnie możecie zabić, chociaż cholernie się was boję! Proszę...
Zerknęłam na zegarek. Jeszcze tylko 2 godziny męki... Niecałe 2 godziny... Zrobiło się cicho. Postanowiłam wyjść spod biurka, ale kiedy tylko wstałam...
-AUU!
. . .
Rano obudziłam się z potwornym bólem głowy. I w dodatku w czyichś objęciach.
-Gaby? Wszystko w porządku?-zapytał zaniepokojony Phone.
-T-tak... Chyba tak... Auu... Tylko strasznie boli mnie głowa.
-Wcale się nie dziwię, Freddy porządnie cię uderzył swoją ręką...
-T-to było... AU... ręką?-zapytałam lekko nieprzytomnym głosem.
-Tak... Całe zdarzenie obserwowałem w kamerze. Zacząłem już wtedy, kiedy usłyszałem przemieszczającego się Old Bonniego.-powiedział kładąc swoją dłoń na mojej.
Phonee pochylił się i pocałował mnie lekko w policzek.
-Martwię się o ciebie.-powiedział po cichu, patrząc mi w oczy.

sobota, 19 września 2015

W pizzerii Freddy Fazbear's Pizza Rozdział II Foxy i Balonowy Chłopiec atakują! cz III/III

Poszliśmy do sali ze sceną. Animatroniki stały na swoich miejscach. Wyglądały na bardzo zmęczone. Ciekawiło mnie czemu. Fritz majstrował coś przy Toy Freddy'm. Kiedy tylko weszliśmy, chłopcy przywitali nas zmęczonymi głosami. Wyglądało na to, że oni też mieli ciężką noc...
-Co się stało Freddy'emu?-zapytałam, widząc przygłupią minę bota.
-Eeeh... Jeremy uderzył go latarką w nos, całkowicie niechcący, kiedy odwracał się, żeby sprawdzić korytarz. Freddy akurat stał przed biurkiem i oberwał w nos. Teraz coś mu się poprzewracało i ciągle stoi z tą głupią miną i co jakiś czas się śmieje.
Spojrzałam na Jeremy'ego, a on uśmiechnął się nerwowo. Szczerze mówiąc, Freddy'emu się należało. Ale to już nieważne...
Nagle przypomniałam sobie o Foxy'm i Balloon Boy'u. Poszłam do Pirate Cove. Ku mojemu zdziwieniu zasłony nie ruszały się, a zza nich nie dochodził żaden najmniejszy dźwięk. Nerwica minęła, pomyślałam uśmiechając się.
-Cześć, przepraszam za wczoraj.-usłyszałam zza zasłon.
-Cz-cześć... Nic nie szkodzi, każdy ma swoje nastroje... Chwila. Ja cię rozumiem?
-Jakbyś mnie nie rozumiała to byś ze mną nie rozmawiała, no nie?-powiedział Foxy wyglądając zza zasłony.-Pamiętasz, kiedy zabolała cię głowa i przyłożyłaś rękę do skroni? Wtedy błagałaś mnie, żebym sobie poszedł. Zrozumiałem cię.
-J-jejku, nie wiedziałam, że mam taką zdolność! Często spotykasz takiego kogoś?
-Nie... Niestety... Nikt nie posiada takiej zdolności, jak ty, a poza tym wszyscy się nas boją od incydentu z tym dzieckiem...
-Szkoda... Nie jesteście wcale źli. Prawda?
-Nie... My jesteśmy dziećmi uwięzionymi w kostiumach. Połowa naszej duszy jest dobra, a ta druga raczej nie i czasem tracimy nad sobą kontrolę.
-To smutne...
Rozmawiałam z Foxy'm, kiedy do Pirate Cove przyszedł Mike. Wyglądał na przerażonego, kiedy usłyszał mój animatronikowy głos. Kilka minut później przyszli Phone Guy, Jeremy, Fritz i Vincent z Mike'em na czele. Wszyscy wyglądali na zszokowanych i przyglądali mi się. A ponieważ nie lubię, gdy ktoś mi się przygląda (zwłaszcza, jak robi to kilku chłopców), zrobiłam się różowa na twarzy i nieśmiało zapytałam o co chodzi.
-Ty umiesz rozmawiać z animatronikami? Czemu nam nie powiedziałaś?-zapytał Jeremy.
-W-wiesz, ja sama o tym nie wiedziałam...
-Yar, ale to chyba dobrze, że będziesz mogła z nami porozmawiać, prawda?-zapytał Lisiasty.
-Ay Foxy! Bardzo się z tego cieszę!-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Wiem już, dlaczego chłopaki tak dziwnie na ciebie patrzą.
-Czemu?
-No bo oni słyszą tylko nasz animatronikowy głos, te skrzeczenie maszyny... a ty słyszysz mnie normalnie.
-Aaa no tak, nie pomyślałam...
Rozmawialiśmy do 8:00. Póżniej wróciliśmy na backstage. Gadaliśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. I tak upłynęły 2 godziny do otwarcia. Dzisiaj piątek, więc Pizzeria będzie zamykana wcześniej, o trzy godziny. Kiedy wybiła 10:00, pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Mike, Vincent i Fritz zostali na dziennej warcie. Byłam już przy wyjściu, kiedy podszedł do mnie Phone Guy.
-Hej, nie masz nic przeciwko, żebym cię odprowadził?
-Nie, w porządku.-powiedziałam z uśmiechem, a Phone również się uśmiechnął.
Przez całą drogę rozmawialiśmy o mojej zdolności i o jej zaletach.
-Będziesz mogła poprosić animatroniki, żeby nas nie zabijały.
-Noo i będziemy mogli spokojnie trzymać wartę.-uśmiechnęłam się na samą myśl o tym.
-O i jeszcze może uda ci się namówić Balona, żeby przestał ciągnąć Jeremy'ego za włosy, przy okazji Freddy'ego też żeby przestał zabierać mi okulary, bo bez nich prawie nic nie widzę!
-Nie martw się, spróbuję.
-Hejka!-usłyszałam znajomy głos.
-O hej! Co tam?-to Ann i Louise siedziały na ławce pod drzewem.
-Okey, jakoś leci, a jak u ciebie? Co w pracy?-zapytała Ann.
-W porządku...
-A kim jest ten przystojniak?-zachichotała Louise spoglądając na Phone'a.
Phone Guy zarumienił się i odwrócił wzrok w inną stronę.
-To jest mój przyjaciel, Phone Guy. Pracujemy razem na jednej zmianie. Jest bardzo nieśmiały.-dodałam po cichu.
-Coś jak ty, no nie?-zaśmiała się Louise.
-Może i tak, a może i nie, ale to nic nie zmienia.-powiedziałam różowa na twarzy.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Rozejrzeliśmy się wkoło, ale nie zauważyliśmy nic podejrzanego.
-Przepraszam, to tylko mój telefon... Muszę zmienić dźwięk powiadomień, bo Mark znowu bawił się moim telefonem... Oops, będziemy musiały już iść, bo Larry nas wzywa... Narazie, może jeszcze się zobaczymy.
Dziewczyny odeszły, a my ruszyliśmy dalej. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Phone Guy powiedział:
-Musisz porządnie dzisiaj wypocząć, bo dziś zacznie się prawdziwy koszmar.
-Spoko, ty też powinieneś odpocząć po dzisiejszej warcie. Do zobaczenia.-powiedziałam z uśmiechem.
-Dzięki za radę, do zobaczenia.-odpowiedział Phone również się uśmiechając.
Weszłam do domu i od razu udałam się do swojego pokoju.
-I jak po pracy?-usłyszałam głos mamy dochodzący z kuchni.
-Okey, tylko jestem bardzo zmęczona, a muszę się wyspać, bo dzisiaj zaczyna się prawdziwy koszmar. W końcu to trzecia noc. W poprzednich się nic ciekawego nie wydarzyło, więc w trzeciej musi, no nie?
-No tak, masz rację. Słuchaj, o 3:00 nad ranem mam samolot do Hiszpanii. Wiesz, szkolenie. Nie będzie mnie przez miesiąc.
-Dobra, dam sobie radę, w końcu jestem już duża.-zaśmiałam się.
Mama wróciła do swoich zajęć, a ja poszłam do łazienki. Miałam ochotę na gorącą, relaksującą kąpiel po tych wszystkich wydarzeniach... Po kąpieli byłam już tak zmęczona, że od razu, kiedy tylko położyłam się do łóżka, zasnęłam.

niedziela, 13 września 2015

W pizzerii Freddy Fazbear's Pizza Rozdział II Foxy i Balonowy Chłopiec atakują! cz II/III

-Hej.
Zaczęłam się rozglądać. Gdy poświeciłam latarką w korytarzu...
-FOXY?! CO TY TU... Cholera jasna! Spadaj!-zaczęłam spamować go światłem.-Już! Idź spać!!! Nie czas na kolejne morderstwo...
Tak się bałam, że o mały włos zapomniałam nakręcić pozytywki. Na szczęście Foxy zniknął. Szybko nakręciłam pudełeczko, sprawdziłam, gdzie są animatroniki i z przerażeniem stwierdziłam, że Balloon Boy zniknął. Gorączkowo przeszukiwałam wszystkie pomieszczenia. Nigdzie go nie było.... "Gdzie on do cholery jest?!" myślałam. Usłyszałam kogoś zbliżającego się prawym szybem wentylacyjnym. Z lewej też ktoś nadchodził. Poważnie się wystraszyłam i założyłam maskę Freddy'ego. Miałam świetne wyczucie czasu, bo tuż przed moim nosem przeszedł Toy Bonnie. Kiedy już sobie poszedł, z lewej strony zauważyłam Balona. "Teraz to już po mnie..." myślałam, "zeżre mi baterie i zawoła swoich ziomków, którzy mnie zabiją..." Spróbowałam zaświecić latarką... Miałam rację, zeżarł mi baterie, a teraz się cieszy! Eeeeh... No nic, muszę czekać na cud, lub na 6:00. Nie minęło nawet 7 minut, kiedy zegar wybił 6:00 rano. Oooooooh, nareszcie! Tak się bałam, że mnie zabiją... Zdjęłam maskę i odetchnęłam z ulgą. Aż tu nagle...
-Cześć, jak warta?-zapytał Phone, a ja podskoczyłam, jak oparzona.
-O JEZU! Przestraszyłeś mnie, Phonee!-powiedziałam, patrząc na chłopaka ze śmiechem.
-Hehe, przepraszam, naprawdę nie chciałem. Nie było za dobrze, co?-odparł.
-Spoko, nooo... Powiedzmy, że ta noc nie należała do łatwych...
Phone widząc moje spojrzenie zapytał:
-Foxy i Balloon Boy?
-Niestety... Balon zeżarł mi baterie, a Foxy'ego jakoś się pozbyłam...
-Oooh, to chyba dlatego Fritz bardzo narzekał, że Foxy się go uczepił.-uśmiechnął się.
-Serio? No to Fritz miał przeze mnie niezły problem, co?
-Noo. Ale nie sądzę, żeby się na ciebie gniewał. Bardzo cię lubi.-mówiąc to odwrócił wzrok w inną stronę.
-To miłe z jego strony, nie uważasz?
-Eeemmm, no tak.
Zauważyłam, że Phone jakby posmutniał.
-Wszystko w porządku?-zapytałam.
-T-tak, tak, wszystko jest w porządku...

czwartek, 10 września 2015

W pizzerii Freddy Fazbear's Pizza Rozdział II: Foxy i Balonowy Chłopiec atakują! cz I/III

Była już 18:30, kiedy mama weszła do mojego pokoju, żeby obudzić mnie do pracy. Wstałam, przebrałam się z powrotem w mundur strażnika i zeszłam na dół.
-I jak? Gotowa do pracy?-zapytała mama.
-Taaa, mam tylko nadzieję, że dziś nie będę miała gorszego problemu niż to, że Balloon Boy przyjdzie po klucze od stróżówki. On strasznie lubi zabierać różne rzeczy...-powiedziałam, biorąc torbę i idąc w stronę drzwi.
-No to powodzenia.
-Nie dziękuję.-zaśmiałam się.-Pa.
Wyszłam na zewnątrz. Słońce chyliło się ku zachodowi. Sprawdziłam godzinę na zegarku. Była 18:45. Przyśpieszyłam kroku i nagle usłyszałam znajomy głos:
-Gaby, zaczekaj!
Odwróciłam się i spostrzegłam Phone Guy'a machającego do mnie.
-Masz dzisiaj wartę, prawda?-zapytał lekko zmartwiony.
-Tak, a o co chodzi?-powiedziałam widząc jego zaniepokojenie.
-Eeeeeem... Nie, nic... Poprostu dzisiaj będziesz musiała o wiele bardziej uważać. Vincent dostał dzisiaj raport o dużej aktywności Balloon Boy'a, a także o dziwnych dźwiękach i częstym falowaniu zasłony w Pirate Cove. Wiatru dziś wogóle nie było.-dodał widząc moje spojrzenie.
-Wygląda na to, że Balon i Lisiasty postanowili się ruszyć...-powiedziałam.
Nie bardzo mnie to cieszyło, ponieważ nie mam ochoty spotkać tych dwóch świrów.
Weszliśmy do budynku. Przy scenie znów siedzieli Mike, Jeremy, Fritz i ktoś, kogo jeszcze nie znałam. Miał fioletowe włosy i fioletowy mundur pizzerii.
-Cześć, jestem Vincent.-fioletowowłosy chłopak wstał i uśmiechając się, wyciągnął rękę na powitanie.
-H-hej, ja jestem Gaby.-powiedziałam nieśmiało, podając mu rękę.
-Miło mi cię poznać, Gaby.
-Mi ciebie też, Vincent.
-No dobra, my się zbieramy. Do jutra i powodzenia. Uważajcie na Foxy'ego, ostatnio jest bardzo wkurzony...-powiedział Mike.
Jeremy, Vincent i Mike wyszli, a my postanowiliśmy sprawdzić całą pizzerię. Kiedy przechodziliśmy obok Balloon Boya, ten spojrzał na nas i się zaśmiał. "Czyżby nie był zresetowany?" pomyślałam. Phone i Fritz chyba myśleli o tym samym co ja, bo również ominęli Balona szerokim łukiem. Poszliśmy do Pirate Cove, kryjówki Foxy'ego. I faktycznie, zasłony poruszały się, chociaż wiatru nie było, a także było słychać różne, dziwne dźwięki. Czym prędzej stamtąd wyszliśmy. Patrolowaliśmy cały budynek, aż do godziny 23:30. 10 minut później rozeszliśmy się do biur. Zanim weszłam do stróżówki, Phone Guy podszedł do mnie i powiedział:
-Dziś musisz jeszcze bardziej uważać. Foxy jest wściekły, a Balloon Boy coś planuje.  Nie chcę, żeby coś ci się stało.
-Nie martw się, dam radę. Byłam w wojsku, więc jeżeli tylko się do mnie zbliżą, to skopię im te metalowe zadki!-powiedziałam z uśmiechem.
Phone zaśmiał się i odparł:
-Mam nadzieję, że dasz radę. No to dobrej nocy. Czas już zaczynać wartę.
-Masz rację. Nawzajem.-uśmiechnęłam się i weszłam do stróżówki.
Kiedy tylko usiadłam, wybiła 12:00. W razie czego położyłam na stole maskę Freddy'ego. Zerknęłam na kamery. Nic się nie dzieje... To dziwne... Zajrzałam do Marionetki i nakręciłam pozytywkę. Znów zajrzałam na scenę. Zniknął tylko Toy Bonnie, który, dokładnie tak jak wczoraj, gapił się w kamerę w Pokoju Zabaw. Toy Chica w łazience... Toy Freddy na scenie... Pozytywka nakręcona... Mangle i Balloon Boy na swoim miejscu... W Pirate Cove czysto... Nagle usłyszałam coś, czego usłyszeć nie chciałam.

niedziela, 6 września 2015

W pizzerii Freddy Fazbear's Pizza Rozdział I: Nowa strażniczka cz III/III

-No i jak ci minął dzień?-czy ona też musi pytać?
-Było super! Poznałam innych strażników, którzy też tam pracują. Mike, Fritz, Jeremy i Phone Guy. Jeremy i Phone mają wartę nocną, razem ze mną. Mike, Fritz i Vincent, którego jeszcze nie zdążyłam poznać, mają wartę dzienną, żeby uchronić dzieci przed ewentualnym atakiem animatroników, jeżeli maluchy podejdą zbyt blisko i żeby dzieci nie porozłaziły się po pizzerii, bo mogą natrafić na stare, zepsute animatrony, które są nieprzewidywalne i mogą zrobić im krzywdę. A jak u ciebie? Nowa praca, nowi ludzie, no nie?
-Tak, tak. Jestem lekarką-stażystką. Trafiłam na ten sam oddział, co w starym szpitalu. Nowi koledzy są nawet mili. A i mam takie pytanie. Phone Guy, czy jak mu tam, to ten, który cię odprowadził?
-Tak, a czemu pytasz?
-A nic, tak sobie. Widzę, że jesteś zmęczona. Na którą masz do pracy?
-Na 19:00. Jeszcze niecałe 9 godzin, muszę odpocząć, żeby w nocy nie zasnąć i nie zostać zabita przez Foxy'ego.
-Dobra, obudzę cię, a ty się wyśpij.
-Dzięki mamo.
Mama wyszła z pokoju, a ja odłożyłam rysunki na bok. Ułożyłam się wygodnie pod kołdrą, jako że było chłodno, i zasnęłam.